wtorek, 24 listopada 2009

Zielono mi

Od jakiegoś czasu kupuję sobie tytoń i skręcam papierosy własnoręcznie. No i tak stałem sobie pod sklepem osiedlowym i popijałem piwo. Piwo lubi nikotynę, a ja lubię i jedno i drugie, więc sobie zacząłem skręcać. Czułem wzrok na moich rękach. Jeden z towarzyszy, przyglądał się, jak mi idzie. W Polsce ciągle się przyglądają. No i zapytał mnie: „A co ty tam zwijasz? Tą marihuanę?”. Nie powiem, zaskoczył mnie. Raczej pytają, czy mi się chce tak skręcać. „No a co innego. – powiedziałem- Chcesz spróbować?” Prawie się rękami zasłonił mówiąc: „Nie! Ja nie biorę narkotyków!”. Zdeklarował się i odsapnął. Wywiązała się dyskusja na temat konopi. Jakie to są złe i straszne. Co prawda to prawda, tylko ja mam przewrotną naturę, więc wziąłem w obronę roślinę. Podszedłem do sprawy gospodarczo i ekonomicznie. Posunąłem pomysł legalizacji marihuany, jako środka stymulującego turystykę. Hordy Niemców, Czechów, Słowaków, Litwinów, Anglików itd., jadących, lecących i idących, żeby sobie pofolgować i zostawić ciężko zarobione pieniądze w naszej Ojczyźnie. Rozpostarłem wizję pełnych hoteli, knajp, gospodarstw agroturystycznych. Ludzi siedzących na naszych łąkach i nie zostawiających po sobie pustych butelek. Wzrost wpływów do budżetu. Na nic. To narkotyki, a narkotyki są złe. Choćby nie uzależniały, nie demoralizowały, nie wszczynały burd, tylko uśmiech. Nic z tego. Są złe i koniec. No to podszedłem ich od strony farmakologicznej. Że to najlepiej działający lek na nieuleczalną i straszną chorobę, jaką jest stwardnienie rozsiane. E tam, tylko machnęli ręką. Wystrzelałem się z argumentów, ale przypomniałem sobie o konopi siewnej, bez thc. I jak się rozbuchałem, o tym, że od setek lat to był jedna z ważniejszych roślin w uprawie. Mówiłem o sznurkach konopnych, materiale, oleju, smarze, nawet o tlenie wspomniałem, żeby było ekologicznie. Że to prosta w uprawie biomasa idealna jako biopaliwo. Rolnik nie musi martwić się o zbiory, bo to silna i mądra roślina. Nie i już. Powiedziałem, że jeszcze przed wojną ludzie na wigilię robili Siemieniotkę, czyli potrawę z nasion konopi (może dlatego mogli rozmawiać ze zwierzętami w ten szczególny dzień?). Jak grochem o ścianę. Alkohol tak, konopie nie! Jak nie, to nie. Głową muru nie przebijesz. Emocje opadły. Zapadła cisza, aż było słychać oddechy.
Sam wpadłem w pułapkę mojej przewrotności. „A może mam rację?”- pomyślałem - Może jest to sposób?” Trawsko palą ludzie na całym świecie. W Europie nawet się nie ukrywają. Wszyscy widzą, nikt nic nie wie. A niech sobie palą, pójdzie do domu i się wyśpi. Nie będzie rzygał na chodniku i zaczepiał ludzi. Można na Clintona się nie zaciągać (ciekawe czy jak zdradzał Hilary, to bez orgazmu?). I można się bawić w ciuciubabkę, bo tak to wygląda. A nie lepiej tak po holendersku, legalnie i z ludzką twarzą?. Nikt na świecie jeszcze tej wojny nie wygrał. Nikt. Bo się nie da.
Panie Premierze: zasiejmy Polskę konopiami! ŻEBY ŻYŁO SIĘ LEPIEJ…
Zwłaszcza, że Polaka trawa nie bierze, a po piwie, to tylko zgaga.

Nażarty

Ale się wystraszyłem. Myślałem, że straciłem poczucie humoru. Przypadkowo włączyłem sobie drugi program TVP i emitowano jakiś wieczór kabaretowy. Cała publiczność zaśmiewała się, a ja nic. Pół godziny i ani jednego uśmiechu. Zgroza, ja chcę się śmiać! I przyszła mi z pomocą TVP Info. Co za ulga. Pierwsza relacja o zbieraniu podpisów przez Partię Kobiet, w sprawie wniosku o wprowadzeniu parytetu w ordynacji wyborczej. Mondra studentka powiedziała, że to sprawiedliwe i demokratyczne, i to z jakim przekonaniem. Bardzo demokratyczne, bo teraz nie wolno na kobiety głosować. Choćbym nie chciał, to i tak muszę. Musieć to fundament demokracji. No i uśmiech od ucha do ucha. Pani organizatorka zaczepiła jakiegoś emeryta, a ten burknął: „Już podpisałem”- i poszedł nie zatrzymując się. Już mi całkiem dobrze, bo zobaczyłem jak zabłysły kurwiki w oczach mojej ukochanej posłanki.
Jakby się na mnie uwzięli. Premier-piłkarz chce żeby zgromadzenie Narodowe wybierało prezydenta. I nie wiedzieć czemu panowie z PIS-u nie chcą się zgodzić. Za cholerę nie mogłem zrozumieć. "Bo to nie jest demokratyczne" – wyjaśnił prezydencki minister o dziwnym nazwisku. Bo przecież demokratycznie wybrany parlament, niedemokratycznie wybierze głowę państwa. To oczywiste. Zwłaszcza patrząc na sondaże. Ale czara się przelała, kiedy zobaczyłem program „U fryzjera”. Nawet Najświętszą Panienkę przywołałem i Józefa, żeby mnie wsparli, bo wszystko pani Edyta aktorka Jungowska, Anna dziennikarka Popek, Pani Grażyna pediatra i jakaś Pani psychoterapeutka, podczas robienia loków wszystko światu wyjaśniły. Depresję u mężczyzn, szczepienia na tę przeklętą świńską grypę, immunologię, dlaczego mężczyźni żyją krócej (bo nie lubią chodzić do lekarzy i są mazgajami albo nie), no po prostu wszystko… Aż głową trzepałem z nadmiaru informacji i wreszcie do mnie dotarło, że im mniej się wie tym łatwiej coś wytłumaczyć.
Acha. Z początku skomórkowania Polski. Pani z czerwonymi paznokciami i ustami odbiera telefon wielkości jej torebki podczas zakupów w markecie: „Nooooo cześść, nooooo, …, ale słuchaj kochanie, jak mnie tu znalazłeś?”. Ja chcę parytetu! Ta Pani powinna dostać szansę.

sobota, 21 listopada 2009

18 listopada Europejskim Dniem Wiedzy o Antybiotykach

Tak niech się zacznie.

Ważny temat, bo przecież wielu z nas wierzy w nieśmiertelność, a antybiotyki, może nieznacznie, ale do niej nas przybliżyły. Właśnie przeczytałem jak to wspaniałe i niezwykłe odkrycie Pana A. Fleminga z 1928, kiedy dziełem przypadku zauważył, że spleśniałe „coś” nie pozwala rozwijać się bakteriom, może zostać zaprzepaszczone przez ludzką łapczywość i niewiedzę. To była ta słynna do dzisiaj Penicylina - postrach każdego pacjenta kiedy ordynowano ją w zastrzyku. Jako dziecko chorowity nie byłem, ale blady strach padał na mnie kiedy słyszałem o iniekcji penicyliny, który boli bardziej niż cokolwiek. Może dlatego postanowiłem nie chorować i jakoś mi się to udaje do dzisiaj. Minęło wiele lat i wiele się zmieniło. Powstały nowe rodzaje antybiotyków i sposób podawania leku jest mniej inwazyjny. Antybiotyk dobry na wszystko. Antybiotyk nie musi już ratować przed amputacją nogi, przed śmiercią na gruźlicę, on uchroni nas od kataru, bólu zęba. Po prostu od wszystkiego i już.

Aż nadszedł rok 2008 i dzięki Europejskiemu Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób możemy się dowiedzieć, że antybiotyk nie jest na wszystko, że nie wolno przesadzać, że nie działa jeśli będziemy go nadużywać, bo uodpornimy się na niego, że nie działa na wirusy itd., itp. A cały ten szum zawdzięczamy epidemii, czy pandemii grypy. Zwykłej, sezonowej, ptasiej, czy ostatnio modnej świńskiej o tajemniczym symbolu, jak z filmu s-f, AH1N1. Więc pod patronatem Ministerstwa Zdrowia, cytuję, za GW: „Przygotowano w tym celu szeroką kampanię edukacyjną obejmującej, filmy, plakaty, ulotki, wystawę objazdową, konferencjei nawet stronę internetową. Będziemy mądrzejsi. Pójdą miliony na edukację społeczeństwa. Dobrze. Bardzo dobrze. Coś mnie jednak tknęło, bo przypomniała mi się historia z życia. Kilka lat wcześniej moje dziecko było mocno przeziębione, tak po prostu. Poszedłem do przychodni i Pani Doktor zdiagnozowała to przeziębienie po pomiarze temperatury, pobieżnym osłuchaniu i zajrzeniu do gardła. „Przepiszę syrop na kaszel, witaminy i taki lekki antybiotyk”. „A po co antybiotyk? – zapytałem” „A kto tu jest lekarzem? – ona na to”. Nieco mnie to zdenerwowało, więc mi się wyrwało: „ Wychodzi na to, że nikt z nas trojga.” Wyszliśmy zostawiając w gabinecie Panią Doktor w barwach polskiej flagi narodowej.

Dlatego zastanowiła mnie ta akcja, a raczej do kogo ona została skierowana, bo jak dotąd wszystkie antybiotyki są wydawane na receptę, więc za nadużywanie ich odpowiedzialni są lekarze. Pacjent, to pacjent. Niesforny, przygłupi, niechlujny zje co mu przepiszą, ale co się dziwić jak Pan Doktor kazał. I nasunęła mi się myśl, że nazwa antybiotyk pochodząca z greki: anti – przeciw, bios – życie nabiera nowego znaczenia, która pierwotnie odnosiła się do bakterii, teraz może do człowieka. Jak to bywa z wielkimi wynalazkami i odkryciami, w końcu zaczną zabijać.